Co by się stało, gdyby powtórzyła się potężna burza słoneczna z 1859 roku?
Burza słoneczna, która może zagrozić Ziemi to realne, choć niezbyt prawdopodobne zdarzenie. Co by się jednak stało, gdyby burza słoneczna zarejestrowana prawie 200 lat temu ponownie uderzyła w naszą planetę?
Burza magnetyczna roku 1859
Angielski astronom amator Richard Christopher Carrington 1 września 1859 roku zaobserwował nietypowy rozbłysk słoneczny, który był prekursorem niezwykłego zjawiska.
W tym samym czasie, między 28 sierpnia a 2 września, zaobserwowano dziwne plamy na powierzchni Słońca. Te zjawiska sprawiły, że 2 września w naszą planetę uderzyła burza magnetyczna o niespotykanej sile.
Energia, która wówczas została wygenerowała, miała moc 10 miliardów bomb atomowych. Doprowadziło to do globalnej awarii łączności telegraficznej. Do tego w rejonach Kuby i Hawajów obserwowano zorze polarne, tak jasne, że wiele osób czytało w ich świetle gazety.
Poza tym życie ludzkości nie zostało zakłócone w większym stopniu. Jednakże sytuacja zgoła wyglądałaby inaczej, gdyby to zdarzenie miało miejsce dzisiaj. Skutki byłby naprawdę opłakane.
Czym jest burza słoneczna?
Burze słoneczne albo prawidłowo burze magnetyczne to zjawiska występujące z udziałem naszej gwiazdy. W uproszczeniu, są to nagłe i intensywne zmiany pola magnetycznego Ziemi, spowodowane koronalnymi wyrzutami masy ze Słońca, które powstają w czasie trwania rozbłysków.
Te z kolei powodują gwałtowne zmiany parametrów fizycznych wiatru słonecznego. Wiatr słoneczny to nic innego, jak strumień plazmy wypływającej ze Słońca. Zjawisko to jest na tyle groźne, że wielu naukowców obawia się, że burze słoneczne mogą przynosić o wiele większe ryzyko niż zmiany klimatyczne. Co by się stało, gdyby taka fala elektromagnetyczna uderzyła w naszą planetę?
Skutki byłyby opłakane
Dzisiaj każdy aspekt życia jest uzależniony od elektryczności. Rozrywka, ochrona zdrowia, finanse, polityka. Takie uderzenie w planetę, jakie miało miejsce w 1859 roku, doprowadziłaby do masowego zniszczenia transformatorów wysokiego napięcia.
To całkowicie unieruchomiłoby wszelkie sieci elektryczne czy to państwowe, czy prywatne i doprowadziłoby do awarii wszelkich urządzeń do przechowywania żywności, więc w krótkim czasie mógłby wystąpić kryzys. Do tego dochodzi utrata łączności w postaci zaburzenia pracy satelitów na orbicie Ziemi oraz komunikacji radiowej wysokiej częstotliwości.
Nie byłby to jednak krótkotrwały problem, albowiem w 2003 roku trwające prawie 3 tygodnie burze magnetyczne spowodowały, że Szwecja miała dość poważne przerwy w dostawie prądu na terenie całego kraju. Rozbłyski uszkodziły także niektóre satelity, powodując niemały chaos w komunikacji.
Nie działałyby także systemy GPS, a do tego takie zjawisko mogłoby w znaczący sposób przyspieszyć postępujące zmiany klimatyczne na Ziemi.
Jesteśmy zgubieni?
Paradoksalne, gdyby doszło do załamania cywilizacji, w pierwszej kolejności chaos zapanowałby wśród wysoko rozwiniętych krajów. Bo odpowiedzcie sobie szczerze, czy potrafimy funkcjonować bez elektryczności? Czy w przypadku takiego braku potraficie sami znaleźć wodę pitną, zbudować schronienie czy pozyskać pożywienie w zimowym lesie?
No właśnie. Dlatego ludy, które nie korzystają z nowoczesnych technologii, zapewne ogóle nie odczułyby skutków burzy magnetycznej. Na szczęście naukowcy są świadomi zagrożenia. Słońce jest stale monitorowane m.in. przez teleskop Gregor znajdujący się w Europie oraz przez misje jak Parker Solar Probe i ESA Solar Orbiter.
W przypadku zbliżania się fali magnetycznej zostaną podjęte odpowiednie działania mające chronić infrastrukturę elektryczną. Jednym z takich działań jest zmniejszenie napięcia, co zapobiegnie jej uszkodzeniu.