Czy Jack przeżyłby, gdyby Rose podzieliła się miejscem na drzwiach w filmie „Titanic”?
Titanic to jeden z nielicznych filmów, który uzyskał aż 11 Oscarów. Do dziś uznawany jest za kultowy, ale jedna z ostatnich scen wciąż budzi kontrowersje. Czy Jack naprawdę musiał zamarznąć?
Temat podjęli specjaliści w tej dziedzinie
Zapewne nikogo nie zdziwi, że nad rozwiązaniem zagadki pochylił się słynny duet od takich spraw, czyli Adam Savage i Jamie Hyneman z programu Pogromcy mitów.
Dwaj specjaliści od efektów specjalnych postanowili na własnej skórze oraz drzwiach sprawdzić, czy Rose koniecznie musiała samotnie płynąć na kawałku drewna. Jako zawodowcy znaleźli odpowiednią „tratwę” i rzucili się w wodę.
Okazuje się, że dwóch dorosłych mężczyzn z powodzeniem może utrzymać się na drzwiach. Wystarczyło je ustabilizować oraz ograniczyć ruch.
Jak widać, śmierć młodego bohatera granego przez Leonardo DiCaprio była totalnie niepotrzebna. Jednakże z punktu widzenia scenariusza jest ona niezwykle ważna i wymowna.
Cicha śmierć
Wylądowanie w oceanie i to w środku nocy nie jest zbyt przyjemne. Zwłaszcza gdy mówimy tutaj o Atlantyku. Zimne prądy skutecznie obniżają temperaturę wody.
Do tego pamiętajmy, że większość pasażerów ratowała się bez możliwości przebrania, a do tego noszone stroje były eleganckie i nieszczególnie praktyczne. Zimno powoli „wyłącza” nasz organizm, ciało robi wszystko, aby zmniejszyć utratę cieplną.
Akcja serca zostaje spowolniona, a żyły kurczą się, człowiek coraz ciężej oddycha. Do tego przemoczone i ciężkie ubrania utrudniają pływanie. Najgorsze co można zrobić w takim wypadku to zasnąć. Gdyby Jack wspiął się na drzwi i przytulił do Rose, nie tylko zapewniłby sobie przetrwanie, ale także wspomógłby ją własnym ciepłem.