Czy Polska rzeczywiście oparła się epidemii czarnej śmierci, która dziesiątkowała Europę?
Średniowieczna epidemia dżumy w Europie miała rzekomo łagodnie obejść się z naszym krajem. Jednakże analizując źródła historycznie, nie znajdujemy dowodów, że w rzeczywistości tak było.
Choroba, która wyniszczyła Europę
Początkowo chorobę określono mianem dżumy Justyniana, w VI–VII wieku w ogromnym stopniu wybiła ludność Cesarstwa Bizantyjskiego. Jednakże kolejna fala na terenie Europy pojawiła się w latach 1347-1353 i jej skala była przerażająca.
Najpierw dotknięta była Azja Mniejsza i wyspy Sycylia, Sardynia i Korsyka, z zaledwie małymi przyczółkami na kontynencie europejskim: Marsylia i jej okolice. W ciągu następnych lat choroba rozprzestrzeniła się na cały stary kontynent.
Dżumę roznosiły pchły, które żerowały na wszechobecnych szczurach. Gryzonie przenosiły się z miejsca na miejsce razem ze statkami oraz kupcami, a wraz z nimi pasożyty zakażone groźnym patogenem.
Europa miała rozwinięte szlaki handlowe, nic więc dziwnego, że zaraza tak szybko dotknęła nawet tereny Norwegii czy Rosji. Jednakże Czechy czy Polska według kronikarzy nie były dotknięte zarazą aż w takim stopniu. Czy to jednak prawdziwy obraz tamtych dni?
Polska cudownie ocalona?
Zgodnie z faktami historycznymi niewiele wiadomo o tym, jak wiele ofiar dżuma zebrała wśród mieszkańców Rzeczypospolitej. Jan Długosz w swoich kronikach stwierdził, że epidemia dżumy zaczęła się już w 1348 roku i bardzo wiarygodnie opisał objawy tejże choroby.
Jest ona aż nazbyt dokładna, toteż historycy uważają, że Długosz reinterpretuje relacje z zarazy autorstwa chirurga Gui Chauliaca, która to została sporządzona na dworze papieskim w Awinionie.
Dodatkowo kronikarz twierdzi, że w 1349 roku, czarna śmierć zbiera przerażające żniwo wśród każdej grupy społecznej, co brzmi jak typowe podkoloryzowanie historii.
Dlatego ciężko zweryfikować prawdomówność kronikarza. Nawet Rocznik Miechowski z tamtego okresu nie wspomina nic a nic o zarazie na terenie Polski. Skupia się wyłącznie na wydarzeniach na terenie Węgier oraz na procesjach biczowników, którzy swoim poświęceniem chcieli wymodlić ratunek u Boga.
Istnieje także teoria, że Kazimierz Wielki wprowadził powszechną kwarantannę na terenie kraju, jednakże nie znajdziemy w żadnych archiwach czy dokumentach potwierdzenia, że tak się stało. Poza tym pchły i szczury nie przejmowałyby się tymi zasadami.
Można jednak śmiało postawić tezę, że Polskę także dotknęło morowe powietrze, nie tylko w latach 1347-1353. Warto pamiętać, że dżuma wielokrotnie powracała, jak miało to miejsce, chociażby w 1360 i 1371 roku.
Wówczas kronikarze i dzienniki opisywały opustoszałe wsie czy miasta, a w literaturze znajdziemy szacunki, że ponad połowa ludności zmarła w wyniku choroby.
Analiza zgonów dostojników świeckich i duchownych w latach 1330–1390 na terenie Krakowa wskazuje jasno, że dżuma zbierała w Polsce podobne żniwo jak w innych częściach Europy.
Epidemia prześladowań
Gdy Wielka Zaraza dziesiątkowała kontynent europejski, przerażeni mieszkańcy szukali wytłumaczenia epidemii. Oprócz podejścia duchownego (Bóg karał Europę za występki), winnych doszukiwano się także wśród śmiertelników.
Praktycznie żadna grupa społeczna nie była bezpieczna od oskarżeń. Przykładowo francuscy informatorzy króla Aragonii ostrzegali go, że podróżujący przebrani za zakonników oraz pielgrzymów zatruwają źródła wody.
Takie ostrzeżenia wystarczyły, aby zamykać i wyłapywać wszelkich potencjalnych „trucicieli”. Innymi winnymi byli Żydzi, którzy rzekomo zadeklarowali się, że „wybiją wyznawców Chrystusa”.
Na ich niekorzyść działał fakt, że w kulturze judaistycznej przykłada się sporo uwagi do higieny. To sprawiło, że rzadziej padali oni ofiarami dżumy, choć nie byli od niej wolni. Przy okazji poszukiwano ich „ukrytych agentów”, którzy mieli jakoby wspierać Żydów w ich spiskach.
Zaskakujące skutki czarnej śmierci
Z powodu śmierci tysiąca ludzi Europa zaczynała… dziczeć. Mowa tutaj nie tylko o zachowaniu ówczesnych mieszkańców, ale także o skutkach w świecie przyrody. Znacząco spadło zapotrzebowanie na żywność oraz materiały budowlane, to z kolei przełożyło się na znaczący wzrost zalesienia na terenie całego kontynentu.
Ludzie nie potrzebowali kolejnych terenów pod rolnictwo, a puste domy przechodziły z rąk do rąk, więc lasy powoli się odradzały. Przyrost obszarów zalesionych na terenie Polski w latach 1350-1400 szacowany jest na 10 procent. Według historyków w niektórych rejonach Europy ten odsetek był znacznie wyższy.