Gwiezdne Wojny kontra nauka. Jak kultowa seria powiela mity dotyczące kosmosu
Dla fanów galaktycznej sagi (do których sam się zaliczam) nie mam dobrych wieści. Epickie wyobrażenia wojny w kosmosie różnią się zdecydowanie od tego, jakby wyglądała w rzeczywistości.
Każda zamieszkana planeta ma taką samą grawitację oraz poziom tlenu
To prawdziwa magia kina oraz uniwersum. Czy to Tatooine, Endor czy Coruscant najwyraźniej na każdej z nich jest taka sama grawitacja? Rozmiar planety czy jej odległość od najbliższej gwiazdy nie ma znaczenia, albowiem wszędzie panuje takie samo ciążenie.
Podobnie jak na każdej zamieszkanej planecie można oddychać całkowicie swobodnie, nawet tam, gdzie nie ma ani oceanów czy lasów, ale za to są dwa słońca. Rzecz jasna w uniwersum znajdziemy wyjątkowe rasy (Kel Dor czy Gand), które potrzebują specjalnych aparatów tlenowych, jednakże w zdecydowanej większości dominują rasy oddychające płucami.
Magiczna nadprzestrzeń
Kwestia poruszania się w uniwersum Gwiezdnych Wojen jest doprawdy kosmiczna z perspektywy fizyki. Statek Hana Solo, Sokół Milenium, osiąga 1,5 prędkości światła i jest uważany za najszybszy pojazd w Galaktyce. Jednakże nawet mając tak ogromną szybkość, podróż pomiędzy układami trwałaby miesiące, lata albo i tysiąclecia.
Tutaj z pomocą przychodzi nadprzestrzeń. Czym ona jest? Tunelem, który w jakiś sposób niweluje zasady fizyki i powoduje, że trwająca tysiąclecia podróż skraca się do paru minut bądź godzin. Paradoksem jest jednak to, że aby do niej trafić, trzeba uzyskać prędkość światła.
Przeciążenie na statku kosmicznym w tym momencie byłoby tak olbrzymie, że pasażerowie prawdopodobnie znajdowaliby się na całym jego terenie. W kawałkach.
Nudne walki w kosmosie
X-wingi walczące z T-fighterami to jedna z najbardziej pamiętnych scen oryginalnej trylogii. Jednakże z perspektywy realizmu całkowicie nietrafiona. Pojazdy zachowują się niczym myśliwce w ziemskiej atmosferze, robią zwody oraz wykorzystują skrzydła do manewrowania w przestrzeni kosmicznej. Tak naprawdę nie ma to najmniejszego sensu i ich wygląd nie wpływa na ich aerodynamiczność, albowiem nie ma żadnej atmosfery ani powietrza.
Do manewrowania wystarczyłyby liczne silniki, które za pomocą pojedynczego impulsu kierowałby statki w wybranym kierunku. W Gwiezdnych Wojnach silniki pracują cały czas, co jest bezsensowne. W próżni wystarczy minimalna ilość energii, aby obiekt został wprawiony w ruch. Same formacje bojowe także nie mają sensu z perspektywy geocentrycznego pojmowania przestrzeni kosmicznej. To oznacza, że można atakować z każdej strony, ale w filmach statki zawsze walczą w odniesieniu do jakieś płaszczyzny.
To chociaż wybuchy i lasery? Cóż… tutaj także złe wieści. W próżni nie rozchodzi się dźwięk, więc walka toczyłaby się w całkowitej ciszy. Trafione elementy wielkich krążowników na ułamek sekundy rozświetlałyby się wybuchem, albowiem ogień potrzebuje tlenu do reakcji. Z kolei lasery byłby całkowicie niewidoczne (wiązka laserowa w próżni jest niewidzialna) i zamiast pojedynczych pocisków, statki ciskałyby długą wiązką o ogromnym zasięgu.
Statki kosmiczne? A po co to komu?
Tak naprawdę sama idea walki w kosmosie za pomocą statków jest absurdalna. Po co komu olbrzymi krążownik, skoro można wysłać bombę atomową na powierzchnię planety? Bez problemu potrafimy wysyłać w tym momencie sondy w kierunku Marsa, nie byłoby więc problemu, aby w podobny sposób wysłać ładunek wybuchowy w kierunku przeciwnika.
Samo utrzymanie takiej floty byłoby holendernie nieopłacalne. Armia na powierzchni planety wymaga ogromnych ilości środków i zapasów, a co dopiero taka zgromadzona w przestrzeni kosmicznej.
Serio Lucas, nawet asteroidy źle zaprojektowane…
Asteroidy w Gwiezdnych Wojnach mają ciekawe właściwości. Jakimś cudem mają grawitację (i to taką samą jak Ziemia) oraz są domem dla wielkich kosmicznych ślimaków. Jakim cudem taki kawałek przyciąga ludzi oraz statek, pozostaje tajemnicą, podobnie jak kwestia tego, że występuje na nich życie biologiczne.
Do tego dochodzi przedstawienie pola asteroidów. Jeśli znajdowałby się w takiej odległości jak widzimy to filmie, to szybko zaczęłyby się grawitacyjnie skupiać w dużo większy obiekt. Pola asteroidów w rzeczywistości są rozsiane w dużo większych odległościach niż skała przy skale wokół których manewrowałyby statki.