Tak się wiodło życie w przedwojennej Polsce. Ciężko było nawet o łazienkę!
Powieść polityczna Stefana Żeromskiego „Przedwiośnie” wspominała o wspaniałych szklanych domach w odrodzonej Polsce. Jednakże rzeczywistość była całkiem inna dla nowego i dopiero powstającego z kolan kraju nad Wisłą.
Kredyt zaciągało się na ponad 60 lat
Dzisiaj kredyt na mieszkanie nikogo nie dziwi, jednakże ówczesne normy były zgoła inne. Pożyczkami zajmowały się głównie instytucje kredytowe, jednakże zdarzali się także prywatni pożyczkodawcy.
Pożyczka była oprocentowana na 3 do 5 procent w skali roku i okres rozliczeniowy mógł wynosić nawet 60 lat w przypadku obiektów murowanych. Drewniane konstrukcje wiązały nas „tylko” do 30 lat. Maksymalnie mogliśmy uzyskać kwotę w wysokości 50 procent wartości inwestycji, a samo mieszkanie mogliśmy sprzedać nawet w trakcie spłaty.
Ogromna popularność wozów i namiotów
W 1931 roku władze kraju przeprowadziły spis powszechny ludności i mieszkań. Jednakże urzędnicy dostali wytyczne, aby pomijać „lokale mieszkalne, które są ruchome” oraz „normalnie nienadające się do celów mieszkalnych, jak szopy, namioty, składy itp.”.
Z tego można wyciągnąć wniosek, że takiego typu „mieszkania” musiałby być niezwykle popularne wśród mieszkańców II RP. Wóz stał się także symbolem oporu wobec germanizacji ówczesnych władz za sprawą Michała Drzymały.
Większość obywateli mieszkało na wsi
Według historycznych statystyk z 1931 roku aż 72,8 procent obywateli II Rzeczypospolitej mieszkało na wsi. Wówczas w budownictwie na wiejskich terenach dominowały jednoizbowe i drewniane chaty.
Tylko 27,2 procent mogło się poszczycić byciem „mieszczuchami”. Dzisiaj ten odsetek jest odwrócony — aż 60 procent obywateli naszego kraju mieszka w mieście (dane GUS na koniec 2017 roku).
Sytuacja mieszkaniowa była opłakana
Mieszkańcy miast wbrew pozorom nie byli w lepszej sytuacji od ludzi, którzy zostali na wsi. Na rynku brakowało odpowiedniej ilości mieszkań. W 1931 roku w Polsce mieszkało przeszło 32 mln ludzi, jednakże samych domostw było tylko 6,4 mln.
Nawet Warszawa nie mogła rozwiązać tego problemu i tam na 1,17 mln mieszkańców przypadało wyłącznie 249 tys. lokali mieszkaniowych. Jednakże nawet spore inwestycje w rozwój infrastruktury mieszkalnej nie były wystarczające, aby zaspokoić zapotrzebowanie.
Drewniana zabudowa dominowała krajobraz
To zapewne żadne zaskoczenie, ale w ówczesnym budownictwie dominowało drewno. W 1931 roku ponad połowa budynków mieszkalnych była drewniana. Co zaskakujące w zastawieniu znalazło się także miejsce dla budowli z gliny, które stanowiły 4 procent ówczesnej zabudowy.
W okresie dwudziestolecia wojennego zamurowanej zabudowy jednak nie przybywało, a drewnianych konstrukcji w latach 1921-1931 przybyło o ponad 2 procent. Drewno dominowało szczególnie we wschodniej części kraju.
Koń jako standardowy środek transportu
Na terenie ówczesnej Polski żyło ponad 4 miliony koni, samochód zaś był wyjątkowym luksusem. W 1925 roku na 100 mieszkańców przypadały 4 samochody osobowe.
Niewiele lepiej sytuacja prezentowała się pod koniec 1938 roku. Wówczas na 100 mieszkańców przypadało 9 samochodów osobowych. Głównym odbiorcą motoryzacyjnym II RP było wojsko.
Toaleta była prawdziwym luksusem
Nie tylko brak mieszkań był problemem. Według wspomnianego wpisu z 1931 roku w miastach powyżej 20 tys. mieszkańców tylko 16 procent domostw posiadało działający ustęp. Pozostali musieli korzystać z wychodków znajdujących się na podwórku.
A co w mniejszych miastach bądź na wsiach? Mało kto wyobrażał sobie, aby takowe pomieszczenie znajdowało się na terenie mieszkania. Był to niezwykle drogi luksus, na który nie było stać większości obywateli II RP.
Dostęp do prądu, gazu czy wody był rzadkością
Podobnie jak w przypadku toalet, dostęp do bieżącej wody, prądu czy gazu był luksusem. Nawet w województwach zachodnich, gdzie infrastruktura (jak na ówczesne warunki) była niezwykle rozbudowana, tylko 28 procent budynków miało dostęp do tychże mediów.
Jeśli zaś chodzi o tereny centralne i południowe, tamtejsza sytuacja była tragiczna. Tylko 7 procent budynków posiadało odpowiednią infrastrukturę, aby zapewnić bieżącą wodę, prąd czy gaz.
Różnica w płacach była olbrzymia
W II Rzeczypospolitej Polskiej najlepiej zarabiali przedstawiciele państwowi, wojskowi czy urzędnicy. Na 3000 złotych miesięcznie mógł liczyć Marszałek Śmigły-Rydz, generałowie otrzymywali od 1000 do 2000 złotych miesięcznie. Sędzia mógł liczyć na sumę 1000 złotych, a dyrektor szkoły na 750 złotych. Te kwoty miesięczne kwalifikowały rodziny jako majętne.
Najgorzej mieli pracownicy sezonowi (ok. 160 zł miesięcznie) oraz gospodynie domowe, które mogły dostawać tylko 21 złotych miesięcznie. A jak te sumy przekładają się na codzienne życie? Wynajem mieszkania kosztował zazwyczaj od 30 do 100 zł miesięcznie (w zależności od standardów), a żywność była relatywnie tania (kilogram ziemniaków kosztował 10 groszy). Jednakże mięso było prawdziwym rarytasem i codziennie pojawiało się tylko na stołach najbogatszych obywateli.
Najemcy regularnie podnosili koszty wynajmu
Władze nowo utworzonego państwa wiedziały, że czeka ich kryzys mieszkaniowy. Dlatego już w 1919 r. wprowadzono prawo zakazujące podnoszenia czynszu najmu nazwanego wówczas „komornym”. Czy to ukróciło w jakiś sposób opłaty „nadwyżkowe” wobec wynajmujących? Oczywiście, że nie.
Najemca zrzucał wszelkie koszta remontowe na swojego lokatora, niejednokrotnie dochodziło także do sytuacji, że nakazywano płacić z góry za kilka miesięcy wynajmu.
10 osób w jednej izbie było normą
Jak już wiemy, zapotrzebowanie na mieszkania było ogromne, jednakże ludzie musieli gdzieś się podziać. Jak więc mieszkano? Najczęściej pojedyncze izby były przeludnione, niejednokrotnie 10 osób spało w tym samym pomieszczeniu.
Wynajem był także częstym sposobem, aby podreperować swój budżet. Dlatego spora część obywateli II RP wynajmowała każdy, nawet najmniejszy fragment swojego domostwa.
Jak widać życie przedwojenne nie było kolorowe. O dzisiejszych warunkach większość ówczesnych mieszkańców Polski mogła zapomnieć.